PAN KLEKS POWRACA!

 

 

 

    7 lutego 2007 roku uczniowie naszej szkoły uczestniczyli w wycieczce do Warszawy na przedstawienie „Akademia Pana Kleksa”.

    W stołecznym Teatrze Roma wystawiono musical oparty na przygodach wymyślonej przez Brzechwę postaci. „Akademię Pana Kleksa” w teatrze Roma porównywać można z wieloma wcześniejszymi produkcjami. Głosząc potęgę wyobraźni, przypomina „Małego Księcia”.

    Siłą tego przedstawienia są dzieci – znakomicie przez fachowców przygotowane, zaskakująco zdyscyplinowane, pełne energii i wdzięku. Na gwiazdę pierwszej wielkości wyrasta ledwo odstający od ziemi Tuan Minh Albert Do, bezbłędnie odnajdujący się między nogami starszych kolegów i koleżanek. To on ma do powiedzenia najzabawniejsze kwestie, to za nim wodzi się wzrokiem, gdy wiruje po scenie jak nakręcony bączek. W spektaklu postawiono na sensację, przygodę i subtelnie zarysowany wątek miłosny Adasia Niezgódki (Jakub Badurek) i Rezedy (Justyna Bojczuk). Ta sympatyczna para pozostaje w cieniu Alojzego Bąbla (skompilowanego z Adolfa – niszczącej akademię lalki – i asystenta Golarza Filipa). Jest on centralną postacią tej adaptacji, a przy tym najlepiej zagraną (przez Łukasza Zagrobelnego). Ale co najdziwniejsze Kleksa w tym przedstawieniu praktycznie nie ma, choć w programie stoi, że gra go Robert Rozmus (na zmianę z Wojciechem Paszkowskim). Dorosłemu widzowi brakuje więc w tym spektaklu Piotra Fronczewskiego czy Małgorzaty Ostrowskiej, ale starą, filmową ekipę godnie reprezentuje Andrzej Korzyński – jego muzyka (zarówno ta napisana niegdyś, jak i ta najnowsza) znakomicie się w spektaklu Wojciecha Kępczyńskiego sprawdza. Podobnie jak latający nad głową widzów sterowiec, efekty laserowe w pięknej scenie, gdy bohaterowie trafiają do Nibycji, czy wyczarowana w Romie akademia doktora Paj-Chi-Wo.

    Nie ma jednak większej przemądrzałości niż wymądrzanie się  dorosłego na temat spektaklu dla dzieci. W końcu większość z nas – dorosłych – wychowała  się, na filmie Krzysztofa Gradowskiego i oswajanie się z nową wersją może być dla nas dużym przeżyciem.

    Opinia młodego widza jest tu najważniejsza, bo to dla dzieciaków wypruwał sobie żyły Wojciech Kępczyński wraz z zespołem. Poprosiłam więc jednego z obecnych na przedstawieniu uczniów, by podzielił się swoimi wrażeniami z musicalu „Akademia Pana Kleksa”, wystawionym w teatrze Roma. Oto co pisze:

Czym jest historia o panu Ambrożym Kleksie i jego uczniach? Wspaniałą bajką, którą czyta się z zapartym tchem? Z pewnością. I kogo ominęła w dzieciństwie, niech żałuje. Ale to równocześnie opowieść nietypowa, odstająca od klasycznych historyjek dla dzieci. Wydaje się, że twórcy postanowili po prostu skorzystać z kapitalnego materiału i na jego podstawie przygotować rodzinny musical, który dostarczył 2,5 godziny wyśmienitej zabawy. Jest za to bardzo sprawnie opowiedziana historia wykorzystująca powieściowe wątki.

Na pierwszy rzut oka widać, że opłaciło się organizować ogromny casting. Uczniowie Akademii świetnie tańczą, dobrze śpiewają i pewnie czują się na scenie. Sceniczny bieg zdarzeń momentami dość daleki jest od tego, co wymyślił Brzechwa. Centralną postacią staje się tu chłopiec-maszyna Alojzy Bąbel, którego stworzył, pragnący zniszczyć Akademię, demoniczny Filip Golarz. Lalka wymyka się jednak spod kontroli swego twórcy i z sekretami Ambrożego Kleksa ucieka w siną dal. Zaś w pogoń za nią ruszają, niezależnie od siebie, dwa zespoły. Pierwszy złożony z Kleksa, woźnego Akademii Weronika Czyściocha oraz dwójki dzieci – Adasia Niezgódki i Rezedy, córki akademickiego ogrodnika. I drugi, konkurencyjny – Filipa Golarza, który wygląda jak połączenie prowincjonalnego dziwaka z miłośnikiem heavy-metalu, i jego dwóch przybocznych drabów, przypominających chicagowskich gangsterów z czasów prohibicji. Obie ekipy, depcząc sobie po piętach, odwiedzają miejsca i krainy, które w oryginale znalazły się w trzech kolejnych tomach powieści: m.in. fabrykę dziurek, Abecję, Wyspę Wynalazców, Nibycję, Alamakotę.

Wielkimi atutami powieści Brzechwy były magia i rozmach. Nie brakuje ich także w wersji musicalowej. Twórcy zrobili wszystko, by ze ściśniętych z przejęcia gardeł dziecięcej widowni co jakiś czas mogło wydobywać się zduszone „och” i „ach”. Są więc sztuczki iluzjonistyczne, latający pod sufitem ogromny sterowiec, zapadnie, fruwające postaci, gigantyczne zwierzęta (wyglądające jak wykonane w sztuce ergamo), lasery, dymy i mnóstwo innych atrakcji.

Kapitalnym pomysłem okazało się wyczarowanie silnie działających na wyobraźnię animacji komputerowych, przydających całości filmowych walorów. Reżyser spektaklu i dyrektor Romy Wojciech Kępczyński jest znany z tego, że wszystko robi z największą wystawnością, wychodząc z założenia, iż musical musi nie tylko wzruszać czy bawić, ale też zachwycać i czarować.

Prawdziwy gwóźdź programu stanowią piosenki. W „Akademii Pana Kleksa” wykorzystano część spośród tych, które niegdyś do filmu Krzysztofa Gradowskiego napisał Andrzej Korzyński. I słusznie, bo trudno sobie wyobrazić muzyczne przedsięwzięcie z Kleksem w tytule  bez, niemal legendarnych już takich kawałków, jak „Witajcie w naszej bajce”, „ZOO”, „Na Wyspach ergamotach” czy „Leń”.

Zdecydowana większość piosenek to jednak utwory nowe, napisane specjalnie na tę okazję… ponownie przez Korzyńskiego. Jego umiejętność komponowania melodyjnych szlagierów sprawiła, że po wyjściu z teatru ma się ochotę nucić ten lub ów wątek. To zasługa Korzyńskiego, ale też i autora tekstów nowych piosenek – Daniela Wyszogrodzkiego. Na ostatecznym muzycznym efekcie spektaklu najbardziej chyba zaważyły aranżacje rodzinnego tandemu Macieja i Bogdana Pawłowskich. Starym przebojom przydali nowych, niekiedy zaskakujących (rockowa „Kaczka Dziwaczka”) brzmień. I dobrze, bo te dawne nieco się zestarzały. Autorzy muzyki bawią się stylami, wprowadzając motywy z hip hopu, brzmień latynoskich czy etnicznych.. Ale też należy pamiętać, że i całe przedsięwzięcie ma charakter nowatorski – wszak to pierwszy musical napisany specjalnie dla tej sceny.

Zapraszam więc wszystkich, nie tylko dzieci, ale i dorosłych na nową, równie wspaniałą przygodę z panem Kleksem i jego uczniami.  

Ci, którzy z ciekawości zajrzą na naszą stronę, będą mieli możliwość obejrzenia zdjęć z naszej wycieczki do Warszawy, a także z teatru Roma na chwilę przed spektaklem. Nasi uczniowie spotkali się z młodymi aktorami występującymi w spektaklu, a także poznali pracę teatru od tej „drugiej strony”. Było to naprawdę niezapomniane przeżycie.

opracowanie: Czarek Bartz, mgr Iwona Karabela

GALERIA Z POBYTU W TEATRZE

 

ARTYKUŁY

ARTYKUŁY

GALERIA Z POBYTU W TEATRZE