REALIZOWANE PROJEKTYCOMENIUS 2012/2014CZWARTKI Z BAJKĄZIELONA SZKOŁAMAŁA ROMAROZWINĄĆ SKRZYDŁAPIERWSZAKICOMENIUS 2009/2011

KONTAKTHISTORIA ABSOLWENCIPATRONPRACOWNICYLINKI

DOKUMENTACJA SZKOŁYSTATUTWYCHOWANIEPROFILAKTYKAOCENIANIE

REDAGUJĄ NAUCZYCIELEARTYKUŁYSCENARIUSZEFOTOGRAFIEINTEGRACJAMONTESSORIBIBLIOTEKAHARCERSTWO

 

 

 IV OGÓLNOPOLSKI KONKURS LITERACKI

 

STRONA GŁÓWNA

AKTUALNOŚCIDRUKI-REKRUTACJA

PLAN LEKCJI

SZKOLNA RADA RODZICÓW

RZECZNIK PRAW UCZNIA

KONKURSYKÓŁKASPORT

REDAGUJĄ UCZNIOWIESAMORZĄDPREZENTACJEKOMIKSYQUIZY

MATERIAŁY DO LEKCJIRELIGIAINFORMATYKAPRZYWÓDZTWO

W kwietniu otrzymaliśmy miłą wiadomość, że jury IV Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego w Gdańsku przyznało I miejsce Michałowi Bule z kl. IV „b” za baśń „Dziewczynka w niebieskiej sukience” i V miejsce Aleksandrze Szlachetce z kl. VI „a” za baśń „Zaczarowana muszla”.

Uroczysta gala rozdania nagród odbyła się w Muzeum Morskim w Gdańsku. Organizatorem konkursu był Pałac Młodzieży im. Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku. Honorowy patronat nad konkursem objął Prezydent Miasta Gdańska Paweł Adamowicz. Główne cele to: popularyzacja gatunku literackiego, jakim jest baśń i powrotu do oryginalnych wartości opowieści, zachęcanie dzieci i młodzieży do twórczości własnej, popularyzacja piękna języka polskiego, pobudzanie wyobraźni, ciekawości i otwartości na świat dzieci i młodzieży, ćwiczenie umiejętności pisania.

W konkursie wystartowało kilkuset uczestników z całej Polski w różnych kategoriach wiekowych, dlatego sukces naszych uczniów tym bardziej nas cieszy. Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.

Zainteresowanych zapraszamy do zapoznania się z baśniami Michała i Oli.

Dziewczynka w niebieskiej sukience, Michał Buła, klasa IV „b”

Dawno, dawno temu, w malutkiej chatce pod lasem mieszkała pewna dziewczynka o imieniu Alinka. W lesie tym drzewa były tak ogromne, że nie było widać nieba. Gęste, 100-letnie korony pochylały się nad domem Alinki, tworząc jakby zielone sklepienie. Wokół panował zazwyczaj półmrok, bo przez gęstą sieć liści i igieł ciężko było się przebić nawet promykom słońca. Dziewczynce to jednak nie przeszkadzało. Uwielbiała otaczającą ją zieleń traw, kwiatów i mchu. Rodzice Alinki rzadko oddalali się od domu. Ciężko pracowali całymi dniami. Hodowali zwierzęta i mieli własny ogród. Ojciec był drwalem. Całe dnie spędzał w lesie. Wycinał drzewa, a potem rąbał je na kawałki i rozwoził  po okolicy. Sprzedawał je ludziom na opał. Matka zaś, była krawcową. Szyła ponoć najładniejsze sukienki w okolicy. Potrafiła z kawałka pospolitego materiału stworzyć urocze cudeńka dla małych dam. Doszywała ozdobne tiule i hafty, dzięki czemu nabierały szyku i dostojności. Szyła też sukienki dla małej Alinki. Dziewczynka bardzo lubiła przymierzać coraz to inne kreacje. Przechadzała się w nich po lesie jak prawdziwa księżniczka. Gdy szła na jagody, zakładała fioletową sukienkę. Gdy zbierała grzyby – brązową. A gdy zrywała poziomki, jej sukienka miała kolor czerwony.

Pewnego dnia, gdy tak spacerowała i nasłuchiwała śpiewu ptaków, coś ją zaniepokoiło. Tego dnia Alinka wybrała się nieco dalej niż zazwyczaj. Dzień wcześniej skończyła 7 lat i uznała, że najwyższy czas zwiedzić okolicę. Zazwyczaj, gdy dochodziła do leśnej polany, zawracała do domu. Polana tego dnia wyglądała zachwycająco. Zielona trawa obsypana była różowymi i białymi stokrotkami. Nad nimi aż roiło się od pszczół i motyli. Alinka zrobiła kilka kroków naprzód. Nie chciała wystraszyć owadów. Słyszała jak bzyczą. Zdawało się jej, że słyszy nawet trzepot ich maleńkich skrzydełek. Pochyliła się nad jednym z kwiatów, by przyjrzeć się z bliska jego barwom. Już miała pomysł na kolejną sukienkę.

- Gdy będę przychodziła pobawić się na polanę, będę zakładać sukienkę białą w różowe grochy – pomyślała. Takie kolory miały stokrotki.

- A gdy będę tu przychodziła tańczyć, to żółtą w czarne paski, jak pszczoły.

Szła dalej zachwycając się pięknem otaczającej ją przyrody. Gdy doszła do skraju polany, usłyszała coś, czego nie słyszała nigdy wcześniej. Wśród śpiewu słowików, stukotu dzięciołów, bzyczeniu pszczół, zdawało się jej słyszeć szum. Nie był to jednak szum drzew, który znała od dziecka. Ten szum był zdecydowanie inny. Nie dochodził z góry, ale jakby spod ziemi. Nie był jednostajny, ale powracający. Alinka była zaciekawiona tym zjawiskiem. Postanowiła sprawdzić skąd pochodzi. Szła naprzód, nasłuchując. Przystawała na chwilę, gdy szum cichł, a gdy powracał zmierzała w jego kierunku.

  Może to wiatr uderza w korony drzew? – pomyślała.

  Ale drzewa są przecież wysokie, a ja słyszę ten szum tak nisko przy ziemi.

   A może tam dalej rosną takie malutkie drzewa? Tak malutkie, że sięgają mi do kostek.

I wyobraziła sobie drobniuteńkie sosny i ich tycie igiełki. I kasztany tak małe, jak główki od szpilek, których mama używa, gdy szyje sukienki. I szyszki wielkości ziarenek maku. Tym bardziej zapragnęła tam dotrzeć, by zobaczyć te magiczne drzewa na własne oczy.

Przyśpieszyła kroku. Las zdawał się jakby inny, Drzewa pojaśniały. Ciemny, prawie czarny mech nabrał soczystych zielonych kolorów. Drzew zaczynało ubywać. Piękny zapach leśnego poszycia stawał się coraz mniej wyczuwalny, a jego miejsce zajmował zupełnie inny, obcy jak dotąd dziewczynce. Szum stawał się coraz głośniejszy.

Alinka biegła dalej przed siebie.

  Już jestem tak blisko – pomyślała.

  Co to za dźwięk? Skąd dochodzi? – zastanawiała się dziewczynka.

Nagle wśród drzew zobaczyła ścieżkę.

To na pewno tędy. Na końcu tej ścieżki dowiem się wszystkiego.

Idąc dróżką, zauważyła, że już nie otaczają ją drzewa, a jedynie gęste, zielone krzewy. Promienie słońca muskały jej policzki.  Czasami w pogodne, wiosenne poranki, gdy las budził się do życia, a drzewa nie miały jeszcze zbyt wiele liści, Alinka wychodziła przed chatkę i spoglądała w niebo. Gdy powiewał mocniejszy wiatr, gałęzie rozchylały swe tajemnice i wtedy dziewczynka mogła poczuć na swej rumianej buzi promyki słońca. Były ciepłe i łaskotały ją w nos. Mrużyła oczy i wyobrażała sobie, że to maleńkie iskierki sfruwają z nieba. Teraz, gdy szła dróżką, tych iskierek było więcej. Były coraz jaśniejsze i cieplejsze. I nagle, jakby rozbłysły przed nią tysiącem świateł. Alinka aż oniemiała z zachwytu. Przymrużyła oczy, przyłożyła dłoń do czoła, zasłaniając nieprzyzwyczajone do tego widoku oczy. Gdy zrobiła kilka kroków, poczuła, że nie stąpa już po miękkiej, wilgotnej trawie, ale po czymś zupełnie innym. Czymś, co przypominało ziemię, ale nie było tak gęste i brunatne. To coś, było złociste i puszyste. Jej małe stópki zapadały się w to coś i coraz trudniej było jej iść. Szum był teraz głośny i wyraźny. Zniknęły gdzieś zielone krzewy. Wokół był tylko kryształowy, połyskujący w słońcu piasek... Alinka nigdy wcześniej nie widziała piasku. Ale chciała odkryć tajemnicę, skąd i do kogo należy ten szum, który przywiódł ją tutaj aż z leśnej polany.

Usłyszała nad głową dziwne odgłosy. To białe mewy zataczały kręgi, nad jej głową. Podfruwały we wspólnej gonitwie, przekrzykując się w ptasim języku. Takich ptaków też nigdy wcześniej nie widziała.

– Jesteście śliczne, ale nie dla was tutaj przyszłam – pomyślała.

Nagle jej oczom ukazał się widok tak zadziwiający i piękny, że aż westchnęła z zachwytu. Złoty piasek zniknął w otchłani wody. Wody tak rozległej i tajemniczej, tak pięknej i ogromnej, że Alinka nie mogła wymówić nawet słowa. Nie był to leśny strumyczek, ani wartka rzeczka, jaką widziała kiedyś w lesie. Tej wody było zdecydowanie więcej. Zdawało się, że woła dziewczynkę, przybliża się i oddala szumiąc przy tym głośno i jednostajnie. Fale uderzały o brzeg, a Alinka stała w miejscu jak zaczarowana.

  Ależ to piękne – pomyślała. – To woda mnie przywołała. Woda w kolorze, jakiego Alinka dotąd nigdy nie widziała. – Cóż to za barwa? Nie ma takiej ani brzoza, ani topola, ani dziko rosnący bez. Nawet motyle tak różnokolorowe nie posiadały tego odcienia. Leśne dzwonki i niezapominajki też nie były tak piękne, jak to.

Kolor wody był jak kolor nocy i świtu jednocześnie. Na powierzchni połyskiwały promienie słońca. Odbijały się, tak jakby skakały po niej. Ale nie wyglądały jak promienie, ale jak gwiazdy, które ktoś pozrzucał z nieba. Kołysały się teraz w rytm fal, uderzając o, brzeg, tworząc soczystą, białą pianę, która za chwilę znikała, uciekła w głąb morza. Woda falowała nieustannie. Syczała i szumiała. Alinka nie mogła wyjść z podziwu. Pierwszy raz w życiu ujrzała morze. Morze, które samo ją przywołało. Widok ten był tak piękny i inny od tego, który widywała na co dzień. - Będę tu przychodzić – pomyślała. - Gdy będę bawić się na plaży, to założę sukienkę w kolorze złocistego piasku. Gdy zechcę pobiegać za mewami, to na złotym materiale muszą być białe grochy. A gdy przyjdę tutaj, nad brzeg, to wtedy moja sukienka musi być niebieska. Ale nie taka jak niebo. Dużo ciemniejsza. A przy kołnierzyku, mama przyszyje mi tuzin cekinów, a na dole koronkę. A gdy będę podskakiwać w rytm fal, moja sukienka będzie się mienić od słońca, a koronka unosić i opadać, jak grzbiety fal.

Alinka rozmarzona wróciła do domu. Szybko opowiedziała mamie o swoim odkryciu i poprosiła o sukienkę. Następnego dnia na złocistym piasku, wśród białych mew i szumu morza, biegała, radośnie klaszcząc w dłonie, wesoła dziewczynka w prześlicznej, nowej sukience.

Koniec.

 

Zaczarowana muszla, Aleksandra Szlachetka, klasa VI „a”

Dawno, dawno temu w morskiej krainie o nazwie Bałtyk, na piaszczystym dnie morza żyła zaczarowana od pięciuset lat ostryga. Nie miała ona rodziny, wolała żyć w samotności, nigdy nie tolerowała towarzystwa innych osób i w stosunku do innych zwierząt morskich była oschła, zimna, niemiła i złośliwa.

Na pierwszy rzut oka wyglądała niewinnie. Z lekko waniliowej muszli było widać maleńkie, połyskujące, czarne oczko. Większość swojego czasu spędzała zagrzebana w mule; nie poruszając się i nie dając znaku życia. Była zamknięta w sobie, a gdy ktoś chciał nawiązać z nią kontakt, przepędzała go lub udawała, że nie słyszy. Pewnego chłodnego, chmurnego, smutnego dnia ostryga poczuła się nieszczęśliwa, zaczęła odczuwać brak towarzysza.

Niedaleko brzegu morza w małym, skromnym domku mieszkał mężczyzna. Był to znany badacz, lecz nie miał dla niego znaczenia majątek, więc żył ubogo. Nie liczyło się dla niego ile dobytku posiada, tylko jakim jest człowiekiem. Pomimo wspaniałego charakteru, niezbyt podeszłego wieku, skromnego, kulturalnego zachowania – był samotnikiem i nie mógł znaleźć „towarzyszki życia”. Na początku nie przywiązywał dużej wagi na to, że nie ma „drugiej połówki”, lecz w końcu uświadomił sobie, że życie jest krótkie i trzeba z niego korzystać. Z każdym dniem, co raz bardziej odczuwał smutek i samotność. Jego największą pasją i jednocześnie pracą było dokonywanie odkryć niezidentyfikowanych śladów nadzwyczajnych zwierząt morskich. Po dłuższym nurkowaniu nagle zobaczył na środku morza małą, a jednocześnie prześliczną ostrygę. Natychmiast do niej podpłynął. Ostryga błysnęła do niego oczkiem, ten zbliżył się do niej, odgarnął morski piasek, wziął do ręki i lekko się uśmiechnął. Muszla z początku zaskoczona, lecz potem wesoła – polubiła nurka. Badacz nie wahał się długo. Wziął do kieszonki od kombinezonu muszlę i zabrał ją do domku. W jego maleńkiej chatce było bardzo przytulnie. Zaopatrzył muszelkę w akwarium, muł, tlen, więc było jej bardzo dobrze. Po krótkim czasie – badacz zbadał ostrygę dokładnie. Stwierdził, iż jest to „niespotykany” okaz i zatrzymał ją dla siebie. Codziennie mężczyzna dbał o to zwierzę morskie. Badacz tak, jak nigdy dotąd zaczął rozmawiać i zwierzać się ostrydze. Zwierzę to zaczęło otwierać się na świat, powrócił jej wewnętrzny spokój i wszystko wydawało jej się kolorowe i z sensem. Tak samo badaczowi poprawiło się samopoczucie. Na jego twarzy codziennie pojawiał się uśmiech. Ta mała istota stała się dla niego kimś bliskim i bardzo znaczącym, w jego życiu. Pewnego wieczoru badacz wyznał muszli, że brakuje mu bratniej duszy. W tej samej chwili ostryga zamieniła się w przepiękną kobietę.

Nie musieli się sobie przedstawiać, ponieważ wszystko już o sobie wiedzieli. Od tamtego wieczoru nie rozstawali się na krok. Byli sobie przeznaczeni. Po dwóch latach cudownej i niezapomnianej przyjaźni wyznali sobie miłość. Po ślubie, o którym zawsze marzyli, zamieszkali razem na pięknej, nieznanej dotąd wyspie ma środku Bałtyku. Po dość krótkim czasie zyskali trójkę również przecudownych dzieci. Byli rodziną do całkowitego naśladowania, bo żyli długo i szczęśliwie.

 

Opiekun Iwona Karabela

 

 

redaguje Rafał Pastwa  © 2015